Grafika wykonana przeze mnie, a reszta to praktycznie: Blogger Template by Blogcrowds

niedziela, 24 sierpnia 2008

the netherlands

10.08.2008 - NIEDZIELA
14:31 (za nami jakieś 5 godz. jazdy. Przed nami kolejne optymistyczne 666h)
Gdzieś niedaleko Magdeburga.

Napisze książkę o niemieckich kiblach. Jak Boga kocham. Nic nie jest mi tak bliskie, jak toalety naszych zachodnich sąsiadów.

Boli mnie ta koszmarna liczba Polaków na autostradzie...
Boli mnie to, że ja również do nich należę.
Ale już niedługo.


14:59
Na całej dotychczasowej trasie widziałam tylko niemieckie, za dużo polskich, holenderskie i brytyjskie tablice. Teraz, w jeden sekundzie, minęła nas serbska i rumuńska rejestracja, hehe. Nigdy ich wcześniej nie widziałam.


15:06
Teraz czeska!
I po niej polska...


15:12
Zaśmierdziało. Patrzę, a mija nas brytyjska rejestracja. Samochód przejeżdża i odorek przechodzi.
Przypominam, że co trzeci mieszkaniec Wysp Brytyjskich (lub Irlandii, różne wersje słyszałam) to Polak.


15:27
Węgier!
I Rusek.


17:17
Hannover, parking niedaleko AWD Arena

Jest dziś jakiś festyn. Nie mam pojęcia po co, na co i dlaczego. Jeżeli festyn, to i parking. I oczywiście toaleta. NIGDY W ŻYCIU nie widziałam obleśniejszego kibla. Cały papier porozwalany był na ziemi, a po kątach porozrzucane były butelki po różnego rodzaju tanich trunkach.
Koło naszego samochodu zaparkowały dwie, obleśne zresztą, Niemki. Nie wiem, co im takiego zrobiłam, ale gapiły się na mnie, jakby miały w planach co najmniej odebranie mi życia. Na całe nieszczęście one również zmierzały do toalety. Ja wzięłam ze sobą swój papier (jak już wspominałam, ten z WC wyścielał podłogę), a one nie miały nic. Ja umyłam po wszystkim ręce. One nie.
Niedobrze mi.


17:44
PAJĄK WSZEDŁ DO SAMOCHODU!
Wykazałam się oszałamiającą odwagą i wyrzuciłam go przez okno.
Uffff...


17:50
Nie podoba mi się Hannover. Wygląda prostacko, a ludzie tu mieszkający są obleśni. Zaczynają mnie Niemcy obrzydzać.
Chcę do Holandii.

Ale stadion H96 ma ładny, nie powiem. Nie dorównuje on niczym Arena Auf Schalke (żaden nie dorównuje), jednak mimo to prezentuje się dość sympatycznie.


19:38
Dortmund 67km. A ja się dziwię, że mnie mdli.


19:50
Jeżeli zaraz nie zjem czegoś w Burger Kingu, to obrócę ten samochód do góry nogami.

PS. Korki są seksi. Jeszcze jakieś 350km, a mamy na to godzinę i 10 minut=*


20:44
Jakieś 15km do Dortmund i realnie zaczęło capić.
Borussia to jedyna derbowa drużyna, której nie dzierżę.


21:10
Wjeżdżamy do Dortmund - wita nas smród.
Wjeżdżamy do Gelsenkirchen - wesołe miasteczko{lol2}


21:16
To dziwne, ale gdy mijaliśmy tablicę z napisem "Gelsenkirchen" zaczęłam się cieszyć co najmniej tak, jakbym dostała posadę w Schalke TV, a Halil poprosiłby mnie o rękę i nie żądał intercyzy.

PS. Zachód słońca w Gelsen{marzyciel}


22:28
Na stacji benzynowej w Holandii:
Idę do toalety i mijam samochód z rejestracją GB. Myślę sobie: Polak?
Wracam z toalety i słyszę dobiegające z samochodu rozmowy. W języku polskim.

Nie wspominając już o tym, że w WC, na moje z zamysłu retoryczne pytanie, uzyskałam odpowiedź w naszym rodzimym języku.

1:52 (tak, to już poniedziałek, ale nie chcę mieszać)
Ktoś mi długopis zajemał. Skusił się zapewne, bo jest on z napisem Schalke.

No to już jesteśmy na miejscu.
Przejeżdżaliśmy przez Eindhoven. Dużo nie zobaczyliśmy co prawda, ale liczy się fakt. Muszę przyznać, że nocą miasto to prezentuje się całkiem całkiem.
Później dojechaliśmy już do Bredy i Etten-Leur. Mimo że było już ciemno i ledwie trafialiśmy na jezdnię między krawężnikami, mi i tak wróciła miłość do Holandii.
Byłam tu cztery lata temu. Wiele się zmieniło. Jedynie piękno tego państwa zmianie nie uległo. Nie, wróć. Jeszcze bardziej wypiękniało.
Wąskie uliczki, domy niczym pudełka - takie same, poustawiane jeden obok drugiego, idealnie przycięte drzewa, wielkie okna... nie mówię, że chciałabym tu mieszkać, ale muszę przyznać, iż to miejsce ma swój urok.

Odbiegając na razie od walorów tego miasteczka.
W zeszłą niedzielę, w dniu, gdy dowiedzieliśmy się o wyjeździe, śniło mi się, iż wyjechałam do Holandii bez bagażu. Zauważyłam to dopiero na miejscu. Poszłam do mamy, powiedziałam jej to, na co ona wybuchła śmiechem i przez łzy rzekła "to masz problem, bo nie będziesz mogła naładować telefonu" (tak swoją drogą ja mam LG, a ona ma dwa telefony tej firmy, więc jakaś ładowarka by się tam znalazła).
Zapomniałam o tym śnie kompletnie. Przypomniała mi o nim Paulinka, gdy pożaliłam jej się przez telefon, że... moi rodzice zapomnieli bagażu{hahaha}
Przeraziło mnie jednak trochę to, iż w przeciągu miesiąca miałam dwa prorocze sny. No, ten się o tyle nie sprawdził, że ja jednak swoich walizek nie zapomniałam. I ładowarka do LG schowana była w mojej torbie=D



11.08.2008 - PONIEDZIAŁEK
23:05
Hotel.
W telewizji niemieckiej leci jakiś program o olimpiadzie. W studiu siedzi chłopak i jego trener (o dyscyplinę nie pytajcie). Chłopak przypomina mi Ballacka 15 lat wcześniej, a trener van Bastena, również 15 lat wstecz. Wybuchowa mieszanka.

Stwierdziłam rano, że śniadanie zjem w Burger Kingu. Po drodze do tejże restauracji mijaliśmy Ikeę, która wyglądała na tyle kusząco i powabnie, iż stwierdziłam, że mogę z BK zrezygnować i spokojnie zadowolić się jedzeniem z Ikei. Rodzicielka jednak odwiodła mnie od tej myśli. Chwilę później mijaliśmy pierwsze od czasów Polski KFC (W Niemczech tej restauracji nie ma prawie w ogóle. Ja widziałam dokładnie jedną). Gdy zaproponowałam posiłek w tym miejscu znów od pomysłu zostałam odwiedziona.
W końcu dojechaliśmy do celu. Tj. do dworca w Bredzie, przy którym znajdował się Burger King. Wszystko wokół wyglądało jak jakieś chore składowisko rowerów. Pojazdy te porozwalane były wszędzie. Dosłownie. Na przystanku autobusowym, przy każdej latarni, na chodniku, przy przejściu dla pieszych. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Na powierzchni 300 metrów kwadratowych było ich chyba kilka tysięcy. Były po prostu wszędzie. Poukładane, porozwalane... trzeba było uważać, żeby się o jakiś przypadkiem nie potknąć i nie pożegnać się tym samem z zębami. Dodam, że nie są to rowery górskie. Wizualnie rowery te przypominają nasze składaki z lat '90. Jednak wyposażone są w niezłe, że tak to nazwę, funkcje.
Dajmy już spokój rowerom. Choć muszę przyznać, że po tym widoku jest się ciężko otrząsnąć.
Weszliśmy do Burger Kinga. Chłopak, który przyjmował ode mnie zamówienie, patrzył się na mnie zafascynowany. Domyślam się, że język polski tak na niego działał, ale bez przesady. Generalnie zauważyłam, iż gdziekolwiek byśmy się nie pojawili, ludzie reagują na nas jak na największe zjawisko. Nie są niesympatyczni. Po prostu się gapią. Patrzą się tak, jakby w środku sierpnia wyszli z domu i zauważyli na swoim jakże schludnym podjeździe zaspy śniegu. Zaczyna mnie to trochę krępować. Czuję się jak jakiś eksponat w muzeum ochrzczonym nazwą "Największe dziwolągi tego świata".


23:30
Wszyscy poszli spać. Jest cicho. Nienawidzę ciszy. Do tego tabletka nasenna nie działa. skjhfahjoijjoiwjwoh.


23:32
Kontynuując. Generalnie w Holandii niesamowicie trudno odróżnić jest ulicę od uliczki dla rowerów. Często się łączą po to, by za chwilę niezauważalnie się rozdzielić. Stąd też z wielką namiętnością wjeżdżamy w wąskie jednokierunkowe ulice i dopiero dzięki nadjeżdżającemu naprzeciwko, trąbiącemu samochodowi łaskawie orientujemy się, że coś jest nie tak.
Abstrahując od rowerów i ich ścieżek. Udaliśmy się do Eindhoven. Mniej więcej w momencie wjazdu do miasta zaczął boleć mnie brzuch. Gdy oglądaliśmy stadion PSV, na nogach trzymała mnie chyba tylko miłość do piłki nożnej. Zatrułam się tym ****** Burger Kingiem. A raczej cebulą z kanapki. Nigdy więcej nie ruszę już tego badziewia.
Ale mniejsza o mój żołądek, jelita i ich współpracę z resztą organizmu. A raczej brakiem współpracy. Co mogę o stadionie powiedzieć? Hmm... ma ciekawy kształt. Boki przypominają mi trochę Allianz Arenę. Jest monumentalny. Jak każdy stadion zresztą. Piękne jest w nim to, że jest to miejsce modłów dla tysięcy kibiców. W przeciwieństwie do Schalke czy Werderu czy generalnie większości niemieckich obiektów sportowych, ten znajduje się w totalnym centrum (ok, Weserstadion też jest w centrum, jednak do niego trzeba zjechać - jest na uboczu). Od stadionu tylko wąziutka ulica oddziela osiedle mieszkaniowe i sklepy. Niestety stadion traci przez ten fakt atmosferę. Jest wciśnięty w miejską zabudowę. Na siłę trochę. Nie wspomnę już o tym, że wokół całego obiektu ciągną się jakieś budowy i wszystko jest rozkopane. PSV ma w tym miejscu dwa sklepy. Większy i mniejszy. Wszędzie w sklepach (i generalnie wokół stadionu) porozwieszane były gęby trzech piłkarzy. Jeden, nie wiedzieć czemu, mnie zainteresował. Muszę dowiedzieć się, jak się wabi (wabi się Danko Lazović i zaciekawił mnie zapewne dlatego, iż do tej pory pamiętam radość, jaką wykonał po strzeleniu Polsce gola w drugim eliminacyjnym meczu - przyp. 23.08.08).
Jako, że nazwa stadionu to Philips Stadion znajduje się na nim bardzo zacny sklep Philipsa (tak generalnie to ciekawa historia jest z tą nazwą). Znalazłam w nim Mp3 w kształcie kłódki i serca praktycznie całe wysadzane cyrkoniami od Swarovskiego*.* Orgazm. W tym momencie miałam ochotę sprzedać swojego iPoda i brać tę Mp3. W poszukaniu kupca, nawet mój niemiłosierny ból brzucha by mi nie przeszkodził.
Po zwiedzaniu tego, co by tu nie mówić, pięknego obiektu rodzicom zachciało się wycieczki do jakże egzotycznego Lidla. Powiedziałabym, że szłam do tego sklepu na ostatnich nogach, ale skłamałabym strasznie. Ja się tam ledwo doczołgałam. Tak mnie bolał brzuch. Gdy po 30 minutach wyszliśmy, ból minął, jak ręką odjął. Od dziś nazywam tę sieć "Lidl - tu dzieją się cuda". Doprawdy.
Oczywiście jeżeli chodzi o zakupy, to było wszystkim mało. Zapragnęliśmy zwiedzić Etten-Leurskie centrum handlowe. Na miejscy byliśmy o 18:05. Okazało się, że cały pasaż zamykany jest punkt 18. Ulice wyglądały, jak po przejściu jakiejś zarazy, która wyjątkowo skutecznie przetrzebiła miasto. Poza nami nie było na ulicy nikogo. Zupełnie. W centrum miasta o 18:00, w dzień powszedni. Masakra.
Wracając do hotelu natknęliśmy się niechcący na sklep pt. C1000 (był czynny do 20:00 o.O O.o o.O O.o). Weszliśmy do niego. W niesamowite zdziwienie wprowadził mnie asortyment tego miejsca. Jestem największą fanką pizz Dr Oetkera i ilość smaków tej pizzy właśnie zaszokowała mnie doszczętnie. Nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałam. Idąc dalej. Nigdy w życiu nie widziałam takiego wybory czipsów, jogurtów, soków... ja rozumiem, gdy między krajami są różnice w firmach - one były, są i zawsze będą - ale skoro w Polsce również są Lay'sy i Pringlesy, to dlaczego mamy tylko marny odłam wyrobów tych firm? Nie mogę tego pojąć. Zachowywałam się w tym sklepie, jakbym przez te 17 lat trzymana była w piwnicy. Dosłownie. Ciężko było się zachować inaczej.

Wjeżdżając do Hannoveru, stwierdziłam, że to miasto mnie obrzydza. Gdy patrzyłam na niemieckie gęby w samochodach z niemieckimi rejestracjami, robiło mi się niedobrze. Przejadł mi się ten kraj. Mieszkam na granicy. Do Niemiec jeżdżę na półgodzinne zakupy. Będąc w Hannoverze chciałam już do Holandii. Po dzisiejszym dniu stwierdziłam, że owszem, Holandia to kraj zadbany, uroczy i przede wszystkim wygodny do życia. Jednak nie jest dla mnie. Drażni mnie ten pedantyzm do przesady, to poukładanie. Kocham Niemcy. Po prostu. W porównaniu z Holandią jest to kraj brudny i zaśmiecony. Ciężko mi jest to opowiedzieć, generalnie mam to upośledzenie, którego następstwem jest brak umiejętności opisywania uczuć, ale Niemcy są tacy... moi. Tacy swojscy. Mimo ich wszystkich wad, wolę ich jednak od Holandii.

PS. Zdanie dnia: "Nie rozumiem tych Holendrów". Wypowiedziane przez mojego tatę. Nie pamiętam do czego konkretnie było skierowane, ale powiedział je z zamyślonym uśmiechem i załamanymi rękoma.



12.08.2008 - WTOREK
23:50
Wybraliśmy się do Hagi (Den Haag - podnieca mnie ta holenderska wersja). Jest tam taka ciekawa sprawa jak Madurodam, tj. Holandia w pigułce, przedstawiona za pomocą pewnego rodzaju makiety.
Zacznę od tego, że pierwsze, co mi się w tym miejscu rzuciło w oczy, to stanowczo za duża liczba Polaków. Nas troje(że ja, mama i tata) to już sporo. A sami, uwierzcie, nie byliśmy.
Praktycznie przy samym wejściu do tego miasteczka stała miniatura mostu, który mijaliśmy w drodze do Hagi. Cieszyło mnie to, że się tu znajdował, gdyż kiedy koło niego w rzeczywistości przejeżdżaliśmy, to ja nie miałam pojęcia co to jest{lol2} No i mi Madurodam na starcie pomogło. Generalnie taka makieta to niegłupi i bardzo ładny pomysł. Przypominało mi to trochę Legoland. A, i że to miniatura Holandii, a Holandia to kraj morski, wszędzie obecna była woda. Żeby było ciekawiej, pływały w niej sumy (one były wielkości niektórych mostów, patrząc z perspektywy makiety, przypominały one raczej jakieś potwory morskie{lol2}). A ryby te żebrały o jedzenie. Niesamowicie się wyuczyły, skubane.
Po drodze do Hagi mijaliśmy piękny budynek z napisem "Slavenburg". Hehe.

PS. Wg nawigacji (mówimy na nią Ivonka) w Holandii nie ma Ikei. To dziwne, my mijaliśmy już trzy{myśli}



13.08.2008 - ŚRODA
22:02
Śnił mi się idiotyczny sen. Mianowicie. Wyjechałam z rodzicami do Turcji. Padał deszcz. Weszliśmy do jakiejś szkoły. Chciałam podejść do stojącego dyrektora i powiedzieć, że weszliśmy tylko pozwiedzać, ale on mnie nie słuchał i wezwał policję (na jego miejscu też bym nam nie ufała i zadzwoniła po władze - człowiek o zdrowych zmysłach nie zwiedza szkoły).
Ten sen to tak odnośnie tego, że wszyscy uważają Turcję za kraj brudny i niewykształcony.
Kontynuując temat mojej ostatnio ukochanej narodowości. Jedziemy sobie z rodzicami przez Antwerpię (tak, Belgię dziś odwiedziliśmy) i po chodniku idzie sobie Hindus. Mój tata zareagował na niego bardzo entuzjastycznie i z radością w głosie krzyknął "Patrz, Marianna! Turek!". Ta. Czy tak ciężko jest zrozumieć, że Turcy wyglądają praktycznie tak jak my? Są bardziej opaleni, ale na tym koniec. Możemy im tylko i wyłącznie zazdrościć.
Belgia sama w sobie nie jest zła, ale jest nijaka i podobna do wszystkiego (oczywiście widziałam tylko jedno miasto, trzeba to wziąć pod uwagę). Nie przypadła mi jakoś szczególnie do gustu. Idealne domki, równe trawniki, drogi bez dziur i mało ludzi na ulicach. Taka druga Holandia.
Poza tym przerażają mnie tu ludzie. To, że noszą kozaki, to rozumiem - ten rodzaj butów zawładnął już sklepami (co jest swojego rodzaju absurdem), ale nogi w nich wyglądają ładnie zawsze, czy do krótkich, letnich spodenek, czy do grubych rajstop - sama je zresztą noszę. Ale kurtka puchowa z kożuchowym kapturem w środku sierpnia? No już lekka przesada.
Dodam jeszcze, że Belgia, na pierwszy rzut oka, ma jeszcze więcej emigrantów niż Holandia. I mimo wszystko nie mogłam znaleźć kebaba.
Polska to swojego rodzaju ewenement. Bo Niemcy to druga Turcja. Tam rzeczywiście można bez problemu znaleźć budę z tureckim żarciem. Ale bez przesady z ich ilością. Holandia Muzułmanów ma pełno, a kebaba nie widziałam ani razu. Belgia - jak już mówiłam. O ten przysmak bardzo trudno. Chyba mijaliśmy jeden punkt, czyli coś tam się znajdzie, ale z pewnością nie jest łatwo. Jeżeli ja szukałam i się w obrębie kilometra na żaden nie natknęłam, to znaczy, że naprawdę z tym krucho. Za to w Polsce (nie znam naszego kraju za bardzo, mówię o Szczecinie i przyjmijmy go jako reprezentanta naszego kraju. A tak na marginesie, moglibyście mi powiedzieć jak to jest z tym w Waszych miastach?). Kebab czy jakieś tureckie restauracje są tu WSZĘDZIE. Co 100m kolejne. I null Turków w państwie. To dziwne.

22:20
Schalke gra. Wygrywa. Podobno piękny gol Christiana (Pandera). Halil wygląda jak hippis. Podobno, bo tego meczu żadna holenderska ani niemiecka stacja nie ma zamiaru puszczać. Mój tata ogląda Arsenal kontra Twente. A mi wszystko relacjonuje Paulinka.



14.08.2008 - CZWARTEK
20:31
Dżizas Krajst. Śniło mi się, że prostowałam włosy dwiema złączonymi słuchawkami z budki telefonicznej.
Mniejsza o sen.
Wybraliśmy się dziś do stolicy Holandii - wszystkim znanego Amsterdamu. Wiadomo, że rzecz, od której należało zwiedzanie miasta rozpocząć, to stadion. A więc zgodnie z tą regułą udaliśmy się na Amsterdam ArenA, na którym to obiekcie na co dzień gra Ajax (hehe, bo nikt tego nie wie, prawda?). Powiem krótko: WOW. Jest to jedyny stadion (biorąc pod uwagę te, które widziałam), który może konkurować z Veltins Arena(albo Arena Auf Schalke, zwał jak zwał). Z bólem serca muszę przyznać, że jest jeszcze bardziej monumentalny i piękny. Żeby nie było za słodko, powiem, iż sklep ma za to Ajax badziewny, hehe. Wizualnie ładny, jednak asortyment pozostawia wiele do życzenia. A ten, który jest nie posiada na sobie cen. To, przy braku znajomości języka, doprowadza do szału (chociaż trzeba dodać, że 99% Holendrów mówi biegle po angielsku). Co by tu jeszcze odnośnie stadionu dodać. Pod murawą (tak myślę, że pod), w poprzek całego obiektu przebiega autostrada. Bodajże dwupiętrowy parking jest nad albo pod tą autostradą. Nie wiem. Ale z tego co się orientuję znajduje się on nad sklepem{lol2} Nie, już wiem! Na samym dole jest autostrada, nad nią jest sklep, muzeum i inne takie pierdoły, a nad tym wszystkim jest dwupiętrowy parking=D gdzie oni tam boisko zmieścili, to ja nie wiem. Ale właśnie to jest ten urok Amsterdam ArenA. Wszystko jest zmieszczone i zamknięte w jednym (niesamowitym!) budynku. Mam wyrzuty sumienia, że zdradziłam Veltins Arena. Nie można porównywać tych dwóch obiektów. Arena Auf Schalke jest zrobiona w zupełnie innym stylu. Osobno jest sklep Schalke, który znajduje się w jednym budynku z, tak myślę, zarządem klubu. Obok jest jeden z parkingów i jakiś kolejny gmach. Sklep z parkingiem tworzą razem kąt prosty. W środku tego kąta zaczynają się boiska treningowe. Pierwszy rozpoczyna się od plaży. Dalej idzie już mnóstwo, MNÓSTWO, boisk trawiastych. Budynek z zarządem ciągnie się przez jakiś kawałek wzdłuż nich (kończy się kawiarenką, czy czymś takim). Po tym wszystkim zaczynają się główne parkingi (ten przy sklepie jest malutki, góra 300 samochodów). Jeden, z tego co pamiętam, jest piętrowy. Obok niego rozciąga się imponująca ilość asfaltu, również przeznaczona do parkowania. Dopiero za tym wszystkim, na lekkim wzniesieniu, znajduje się ten najważniejszy obiekt (obok niego wcisnęli jeszcze jedno boisko treningowe). Jest on na tyle daleko od sklepu Schalke (przez te wszystkie parkingi i inne pierdoły), że trzeba dojechać do niego samochodem. No. Więc ciężko jest te dwa miejsca porównywać.

Po zwiedzeniu Amterdam ArenA, rodzice (czyt. mama) uparli się na tramwaj wodny. Tj. przepłynięcie czymś w stylu łódki po kanałach Amsterdamu. Widoki naprawdę interesujące (cała sytuacja przypomina mi ten teledysk, a raczej jego końcówkę, ciekawe dlaczego?{myśli}). Byłoby to wszystko jeszcze lepsze, gdyby nie to, że chciało mi się spać. Bo delikatnie kołysząca się łódka tylko to wzmożyła i ledwo trzymałam opadające powieki.
Wracając do samochodu przeszliśmy przez ulicę (nazywa się chyba Hooftstraat) pełną wszystkich najdroższych butików. Na myśli mam tu oczywiście Gucciego, D&G, Valentino etc. Orgazm. Rzeczy mają tam po prostu zabójcze.
Opisując Amsterdam grzechem jest nie wspomnieć o tych wszystkich wku*wiających rowerach. No można dostać szału. Nie wspominam tu nawet o tym, że koszmarnie utrudniają ruch samochodowy na i tak już wąskich ulicach. Wkurzające do granic możliwości są z innego powodu. Jeżeli jest ich już taka ilość to mają wyznaczone specjalne ścieżki. To oczywiste. I powiedzcie mi, co za problem jest, do jasnej cholery, się tych ścieżek trzymać? No po prostu myślałam, że zagryzę, gdy kolejny rower mało mnie na chodniku nie rozjechał. sakjh uiehuioghiowlgiowhgejklhgil!
Na początku miasto mi się nie podobało. Później zaczęłam przywykać. Jak już pisałam, każdy kolejny dzień uświadamia mi coraz bardziej, jak bardzo tęsknię za Niemcami. Za Bremą, Hamburgiem, Berlinem...



15.08.2008 - PIĄTEK
15:13
Tata zapragnął obejrzeć stadion NAC Bredy. No to żeśmy pojechali. Jak na pierwszą ligę holenderską to kiepski obiekt. I domyślam się, że jakiegoś piłkarza tegoż klubu minęliśmy (świadczyły o tym klubowy dres, torba i możliwość wejścia tam, gdzie zwykli śmiertelnicy wstępu nie mają), ale cóż. Ja nie stąd.

Gdy wyjeżdżaliśmy z Etten-Leur gdzieś w Holandię, to w 90% przypadkach przejeżdżaliśmy przez Bredę. Na złączeniu tych dwóch miast znajduje się Ikea. W tym tylko problem, że za cholerę nie wiedzieliśmy jak do tej Ikei z autostrady zjechać. A sam sklep wydawał się z nas za każdym razem szyderczo śmiać, gdy tylko po raz kolejny przejeżdżaliśmy obok niego mogąc jedynie patrzeć.
Ivonka, jak już mówiłam, tego sklepu w swoich zasobach nie miała. Dopiero dzisiaj dorwaliśmy katalog, w którym podana była ulica, przy której znajduje się sklep. I teraz to my przechytrzyliśmy Ikeę.

Co ja jeszcze miałam. A. Moja mama z ciotką zapragnęły iść wieczorem do kościoła (gdy byłam tu cztery lata temu, to do kościoła chodziłam codziennie przez 4 dni). Mi się nie chce. Ojcu też nie. Stwierdziliśmy, że przechodzimy na islam.

20:30
W dupsku miały nasz islam i zaciągnęły nas na mszę.



16.08.2008 - SOBOTA
22:15
Zainteresował się dziś nami (dla jego usprawiedliwia powiem, że jest bardzo zapracowany) mąż kuzynki mojej mamy. Holender, oczywiście. Swoim jakże obłędnym Volvo S40 (z kremową skórzaną tapicerką*.* raj dla oczu) zabrał nas do dwóch historycznych miasteczek. Przed tym jednak zawiózł nas na cmentarz Polaków, który znajduje się w Bredzie. Dobra z historii nie jestem i nigdy nie byłam, więc wiele Wam nie powiem. Wpiszcie w wyszukiwarkę nazwisko Maczek i co nieco ogarniecie. Po odwiedzeniu cmentarza i polskiego czołgu w centrum miasta (pomijając już to, że w mieście roi się od polskich ulic) wybyliśmy do wspominanych już dwóch historycznym miasteczek. W jednym z nich usiedliśmy na chwilę w jakiejś kawiarni. Tam rozpoczęła się rozmowa (oczywiście w języku angielskim {swoją drogą jestem dumna ze swojego ang.}) na temat reprezentacji Holandii. Generalnie na temat holenderskich piłkarzy i szkoleniowców. Siedząc w Holandii, w holenderskiej kawiarence, dowiedziałam się od Holendra, że Mark van Bommel został znów powołany do holenderskiej kadry narodowej. Czyż to nie fascynujące?^^

Co prawda wspominałam już o różnorodności holenderskiego asortymentu w sklepach, jednak nie opisywałam tutejszych przysmaków.
Coś na rodzaj marcepana (nie znam profesjonalnej nazwy, o ile taka w ogóle istnieje) - są tego różne rodzaje. Wszystko kręci się oczywiście wokół marcepana. Raz jest jego mniej, raz więcej. Raz jest więcej biszkopta, raz więcej innej masy. Generalnie mówię tu o... batonikach? Nie wiem, jak to określić. Są to prostokąty (prostopadłościany, różnej wielkości), które z dwóch końców oblane są czekoladą. Jak dla mnie bomba.
Czarne śmierdzące coś(salmiak?) - kto był w Niemczech może to znać. Są to najczęściej żelki (chyba w postaci cukierka występuje to również) w kolorze, obowiązkowo!, czarnym. Gdy w holenderskim sklepie wejdziecie w alejkę ze słodyczami, 3/4 regału zajmuje właśnie to. Jak cztery lata temu ktoś mnie tym poczęstował, rozpaczliwie zaczęłam szukać śmietnika, bo realnie miałam odruch wymiotny. Holendrzy muszą mieć jakiś problem ze sobą, skoro im to smakuje.
Sałatkowe smarowidło - nie lubię surówek, kocham za to sałatki. W Holandii można kupić w słoiku bardzo zmieloną sałatkę (taką zwykłą, ziemniak, marchewka, groszek etc). Smaruje się tym chleb. Faaaaaaajne!
Vla - coś na rodzaj budyniu czy puddingu. Smaków jest od groma. Sprzedawane jest w kartonach, jak u nas maślanka. Opis krótki, zwięzły, bo i tak żaden nie odda tego, jak bardzo jestem od tego uzależniona. Niby smak zwykłego budyniu, a jednak znacznie lepszy. Już tu na miejscu skonsumowałam z rodziną ze cztery kartony (tzn kartony zostawiliśmy w spokoju, zadowoliliśmy się ich zawartością). Do Polski przywiozę kilka kolejnych. To jest naprawdę boskie! Zakochałam się*.*



17.08.2008 - NIEDZIELA
14:18
Dzisiaj znów obsrali mój islam i kazali pójść do kościoła. sjidjprjipwqotwqinjqw

I wszystko tu dzisiaj pozamykane. kjsafwueiwqjfqjetolewjmwgjnmwegjm



18.08.2008 - PONIEDZIAŁEK
14:55
Wyjechaliśmy właśnie z Gelsenkirchen.
To fascynujące mijać drogowskazy z nazwami miast, których drużyny występują w pierwszej, od biedy drugiej, Bundeslidze. Bochum, Dortmund, Duisburg, Gelsenkirchen, Bielefeld... Naprawdę fascynujące.
Wracając do Gelsen. Byłam w tym mieście drugi raz (tzn trzeci, ale liczę tylko te z wejściem na Arena Auf Schalke) i drugi raz zanosiło się na deszcz i drugi raz coś musi być nie tak. Czy w tym miejscu za każdym razem ktoś musi mi przynieść wstyd? Albo mój tata wchodzi na boiska treningowe (nie muszę dodawać, że jest całkowity zakaz) albo mama zapomina portfela z samochodu i przypomina sobie dopiero wtedy, gdy musi płacić w fan shopie Schalke?
Tym razem żadnego piłkarza nie spotkałam. Co prawda z parkingu wyjeżdżał jakiś Touareg, ale nie prowadził go Halil.
Mimo początkowego braku portfela zakupy się oczywiście udały. Mam nadzieję, że Pauli prezent się spodoba=D
I ja nie wiem, co ludzie od Gelsen chcą. Może faktycznie nie jest to Brema, ale mimo wszystko jest to miasto bardzo niczego sobie.

Generalnie w Niemczech czuję się jak u siebie. Naprawdę. Holandia była mi obca, a Niemcy to sami swoi.

PS. Mówiłam już, że od granicy polsko-niemieckiej w Szczecinie do Arena Auf Schalke jest 666km?

16:15
Nie mam pojęcia przy jakim mieście znajduje się ta stacja benzynowa (z Burger Kingiem tak nawiasem), ale posiada TEN boski kibel*.* (chyba wszyscy już słyszeli historię o obracającej się desce klozetowej?{lol2})

Teraz dodam parę faktów, które nie były zamieszczone wcześniej:
  • Holendrzy są sympatyczni. Nawet nieznajomej osobie powiedzą "dzień dobry". Jednak są zamknięci w sobie i ciężko jest od nich coś wyciągnąć.
  • Nie wszyscy o tym wiedzą, ale nie ma takiego kraju jak Holland. Holland to jedynie część Holandii. Coś jak u nas Zachodniopomorskie. Prawidłowa angielska nazwa tego państwa to the Netherlands.
  • W Holandii ustawowo najniższy zarobek sięga około1300 euro. Ceny są bardzo podobne do polskich. Jedzenie minimalnie droższe, ciuchy dużo tańsze.
  • W Hadze bodajże znajduje się uniwersytet, wydział, czy Bóg wie co, w którym wykładają w języku polskim. Jeżeli więc ktoś chce się skusić na studiowanie w tym kraju, a boi się o swoją znajomość holenderskiego, może skorzystać z takiej opcji.
  • Holendrzy nie mają pojęcia, co to ogórki kiszone.
  • Jakiś czas temu, Holender, aby być z Polką, zabił żonę i dwójkę(?) dzieci. Słodko.

I tutaj znajdziecie zdjęcia. Robiłam je telefonem, więc są tragicznej jakości (nie można za wiele wymagać od Prady, czyż nie?...). I nie ma tu Eindhoven, bo robiłam tam zdjęcia aparatem. Na życzenie mogę je dodać{lol2} A fotki ułożone są w kolejności.

niedziela, 27 kwietnia 2008

GLASGOW IS GREEN!

{Leona Lewis - I Will Be}
Zacznę od zdecydowanie najważniejszego punktu dnia, tygodnia, miesiąca i, mam nadzieję, sezonu:
Celtic wygrywa drugie z rzędu derby Glasgow!
Świadczy to nie tylko o sile naszej(mogę już mówić o Celtiku "my"?) drużyny, ale i o spadającym poziomie Rangersów. A to znaczy ni mniej ni więcej, że CELTIC WRACA DO WALKI O MISTRZOSTWO!
W tym momencie posiadamy 5-cio punktową przewagę nad zespołem Rangersów, lecz ci drudzy mają do rozegrania zaległe trzy mecze. Mogą odskoczyć nam, po raz kolejny, na 4 oczka. Oczywiście pod warunkiem, że wszystkie te spotkania wygrają. Biorąc jednak pod uwagę to, że poza SPL walczą jeszcze na dwóch frontach (a Celtic na żadnym), wnioskować można, iż bardzo ciężko będzie im z każdego meczu wychodzić zwycięską ręką.
Trzeba więc wygrywać spotkanie za spotkaniem, czekać na porażkę Rangersów, a następnie świętować zwycięstwo SPL=D

{Alex C - Doktorspiele}
Rozpisywałam się już tutaj na ten temat(a jak nie tutaj, to na photoblogu). Szanuję Rangersów. Naprawdę szanuję piłkarzy tego, jakby nie patrzeć, dobrego klubu. Nie uważam, że prawdziwy fan Celtiku powinien nienawidzić tej drużyny. To puste, zakłamane twierdzenie, przepełnione zazdrością.
Ale wiecie, co mnie boli? To, że szkocki związek ich ewidentnie faworyzuje. Przychylny jest przede wszystkim Rangersom, bez dwóch zdań. Klub ten na tym traci. Bo ludzi takie zagrywki wyjątkowo irytują. Nie dziwię się, bo mnie również przyprawiają o płacz. Poza tym problemem są fani tej drużyny. Kibice The Gers to możliwie najgorszy gatunek bytujący na tej Ziemi. To, jak Ci ludzie mnie wku*wiają, to pytań nie mam. Wystarczy poczytać parę newsów i wypowiedzi stworzonych przez redaktorów portalu rangerspoland.com.pl, a wszystko stanie się jasne. Postanowiłam się dzisiaj po raz drugi w życiu wypowiedzieć na tej stronie. Nad kilkuzdaniowym komentarzem siedziałam parę ładnych minut - chciałam żeby wyszła z tego konkretna, nieobrażająca nikogo wypowiedź na poziomie. Chyba mi się udało, bo redaktorom kontrargumentów zabrakło, a mój adres IP nie może już zamieszczać komentarzy na owej stronie...

{Cascada - Reason}
Przeraża mnie moja huśtawka nastrojów. Od mojej ostatniej pięknej notki, pisanej naprawdę wielkimi przekonaniami, w której zamieściłam obraz totalnego braku wiary w siebie i własne możliwości, moje podejście do spraw zawodowych uległo zmianie o 180 stopni.
Uważam, że jestem inteligentna, bystra, dociekliwa oraz obiegana z tematem piłki nożnej. Jeżeli wybiorę się do logopedy, który nauczy mnie mówić wolno i wyraźnie, to mogę być naprawdę wartościową dziennikarką.

{Will.I.Am - Heartbreaker}
Wyjazd do Holandii uległ kolejnemu przełożeniu z tego powodu, iż królowa tego kraju na początku maja ma urodziny i miejsca w hotelach były już bardzo długo przed tą datą zabukowane.
Ostateczna data to 12.05. To już za dwa tygodnie*.*
Mało tego! Istnieje możliwość, iż... pojedziemy do Monachium! Taaaaaak*.*

{Will.I.Am - Heartbreaker}
Co chciałam jeszcze dodać?
Zmienił mi sie plan i mam jutro na 8:00-.-
I Bayern dzisiaj wygrał ze Stuttgartem 4:1.
A Schalke wczoraj z HSV 1:0.
No.

niedziela, 20 kwietnia 2008

?!?!?!?!

{Atomic Kitten - Love Doesn't Have To Hurt}
Dłuższy czas dałam sobie spokój, jednak dzisiaj nadszedł dalszy ciąg dywagacji dotyczących mojego dalszego życia. Wszyscy zawsze zazdrościli mi tego, że wiem, co chcę robić, czym chcę się zajmować. A tu dupa, bo nie wiem. W tym momencie jestem w totalnej, wielkiej, wręcz wszechogromnej, kropce.

Uczęszczam do pierwszej klasy liceum(brzmi to jak początek jakiegoś podania{lol2}). W zasadzie to ją właśnie kończę(sprostowanie: mam nadzieję, że uda mi się ją ukończyć). Pozostają mi jeszcze dwa lata. Później muszę wiedzieć, co ze sobą zrobić. Wiem tyle: mówię Polsce papa. Ale co? Wyjadę i zatrudnię się na zmywaku? Dobrze, niech będzie. Ale nie można się tym zajmować wiecznie. Przez rok chciałabym się zapoznać z krajem, po czym zacząć studiować. Lecz żeby wiedzieć na jaki kierunek się udać, trzeba wiedzieć, kim się chce tak właściwie być.

W tym problem, że ja tego nie wiem.

{El Sueño De Morfeo - Chocar}
Od bardzo dłuższego czasu chciałam zostać dziennikarką. Jak niektórzy z Was wiedzą, poczyniłam już w tym kierunku bardzo ważne kroki. Dowiedziałam się dzięki temu jednego. Na pewno nie chcę być reporterką. Wolę być prezenterką. Ale o tym mogę zapomnieć. Mówię niewyraźnie, za szybko, zbyt nerwowo. A dobrej dykcji jest się ciężko wyuczyć.
Poza upodobanym trybem życia nic mnie więc do dziennikarstwa nie popycha.

{El Sueño De Morfeo - Un Túnel Entre Tú Y Yo}
Następną rzeczą, którą mogłabym się zająć, to kosmetyka. Mogłabym zostać kosmetyczką. Może wizażystką. Albo stylistką. To wszystko się ze sobą łączy. Lubię się w to bawić, lubię to robić. Ale czy oby na pewno widziałabym się w takim zawodzie przez resztę życia? Poza tym, aby wyuczyć się tego zawodu potrzeba ukończyć kosmetologię. A żeby dostać się na ten kierunek, trzeba pisać maturę z biologii. Nadmienię, że walczę obecnie o dwójkę z tego przedmiotu. Na razie przegrywam.

{El Sueño De Morfeo - Dentro De Ti}
Koleżanka powiedziała mi kiedyś, że człowiek najpiękniej czuje się wtedy, gdy wie, że w czymś jest najlepszy, gdy zdaje sobie sprawę, iż w czymś jest niepokonany, a inny mogą mu jedynie pozazdrościć.
Powiedziała to dziewczyna, której wyjątkowy talent literacki objawia się od wielu lat...
Ja czegoś takiego nie mam. W niczym nie jestem dobra. W niczym nie jestem niepokonana.
Umiem jedynie bezstresowo, bezsensownie i w bardzo krótkim czasie roztrwaniać (czyjeś) pieniądze. To mój jedyny talent. Przepraszam, posiadam jeszcze jeden. Umiem się tak upierdliwie kłócić, że człowiek dla świętego spokoju da mi to, czego chcę, bo w innym wypadku jego psychika by się brutalnie załamała.

{El Sueño De Morfeo - Un Túnel Entre Tú Y Yo}
Ludzie mówią mi, że widzą we mnie bizneswoman. Jestem ciągle zalatana, ciągle przy telefonie(a nawet dwóch), gustuję w luksusie i elegancji. Ale ja siebie w biznesie w żaden sposób nie widzę.
Zebrania, pracownicy, nad którymi trzeba zapanować, problemy, zawiłości finansowe. Nie chcę tego. To nie dla mnie. Jestem zbyt infantylna i lekkomyślna. Moja firma padłaby po dwóch tygodniach, bo ja stwierdziłabym, że mi się już nie chce.

{El Sueño De Morfeo - Chocar}
Mogłabym pracować w jakimś butiku. Gucci, Dolce&Gabbana etc. Tylko o takich projektantach marzę, bo, co bym nie mówiła, poprzeczkę mam postawioną wysoko. Zawsze.
Może za wysoko, dlatego gubię się w tych swoich wszystkich celach i marzeniach.
Wracając do butików. Nastawiłam się ostatnio na życie w Szkocji, a w Szkocji, z tego co się orientuję, takowych sklepów nie ma. Oczywiście, nie będąc dziennikarką, mogę zrezygnować z państwa z fajną ligą piłkarską. Ale po godzinach pracy miło byłoby się przejść na stadion w celu obejrzenia ciekawego meczu.
Niemcy. W Niemczech jest sporo butików. Od biedy może być.

{El Sueño De Morfeo - Chocar}
To wszystko to wielkie gówno.
Jeżeli przez najbliższe dwa lata moje nastawienie do otaczającego mnie świata się nie zmieni, to jedynym aspektem życia, który tak naprawdę dawać będzie mi szczęście, jest piłka nożna. Wydaje mi się, że sport ten nie jest dla mnie tylko i wyłącznie rozrywką czy hobby. To całe moje życie. Więc wypadałoby się właśnie tą dziedziną zająć zawodowo. Ale jak, do jasnej cholery, jeżeli dziennikarką nie zostanę? Mogę pracować jako sprzątaczka na stadionie. Będę kosić trawę. Mogę być pucybutem. Mogę czyścić szatnie. Mogę pracować w bufecie, który zaspokaja kibiców w trakcie przerwy meczu, albo mogę pilnować dzieci w przystadionowym przedszkolu.

{Leona Lewis - Better In Time}
No chyba żart. Ten pomysł z pucybutem mi się najbardziej podoba. Widzicie mnie czyszczącą piłkarzom buty? Chyba tylko wtedy, gdy zupełnie nagi właściciel owego obuwia będzie mi w tym czyszczeniu namiętnie pomagać.
Żal.

{El Sueño De Morfeo - Dentro De Ti}
Wiecie, kiedy czułabym się najlepiej? Gdy pragnienie uczestniczenia w piłkarskim świecie zaspokoiłby mi mąż piłkarz. Wtedy mimowolnie obracałabym się w futbolowym środowisku. Bardziej prywatnie niż zawodowo, ale zawsze. Mogłabym wówczas zająć się czymś innym od dziennikarstwa. W czymś, w czym jestem choć minimalnie lepsza. Tak czy owak przecież moje życie kręciłoby się wokół ukochanej przeze mnie dziedziny. Nie lubię siedzieć w domu i nic nie robić. Dlatego praca się przyda. A traktować mogłabym ją zupełnie jak hobby. Nie musiałabym się o nic stresować - w końcu zabezpieczenie finansowe bym posiadała.

{El Sueño De Morfeo - Ciudades Perdidas}
Ale w jaki sposób poznać piłkarza?
Będąc dziennikarką sportową, sprzątaczką kibli znajdujących się w szatniach, pucybutem...
I tu się koło, proszę państwa, zamyka...

niedziela, 13 kwietnia 2008

...

I tyle mam do powiedzenia.
Mirko Slomka BYŁ moim ulubionym trenerem.
Był, bo zarząd Schalke, po wczorajszej porażce z Werderem (1:5), zwolnił Mirko w tempie natychmiastowym.

Czy ci ludzie nie zdają sobie sprawy, ile S04 zawdzięcza temu człowiekowi? Ok, kocham Schalke dopiero od roku, ale o ile się nie mylę, to za kadencji właśnie tego trenera drużyna ta zaszła w LM tak daleko, jak nigdy dotąd.

Nie doszło to jeszcze do mnie.

PS. Życzę zarządowi Schalke, aby do końca sezonu ich wielka drużyna, oczyszczona właśnie z takiego nieudacznika, jakim jest Slomka, przegrywała każdy mecz do końca sezonu. Każdy mecz.

PS2. Słyszeliście może o tym, że Schalke nie przegrało w tym sezonie(nie licząc meczu z Werderem) wyżej niż 0:2? Nawet w LM.
Ale pewnie, trenera trzeba zwolnić.

piątek, 11 kwietnia 2008

Bayern*.*

{Leona Lewis - Better In Time}
Może i ikonka przedstawia niezbyt aktualny skład Bayernu, jednak jest na tyle ładna i trafna, że postanowiłam ją dodać.
Ci dwaj piłkarze, którzy na obrazku załączonym są widoczni, odeszli z drużyny przed rozpoczęciem tego sezonu. Zastąpieni zostali przez gwiazdy piłki europejskiej(i nie tylko) - Ribery'ego oraz Toniego.
Do tych dwóch właśnie zmierzałam.
Nie przepadałam za nimi. Pierwszy denerwował mnie aurą, która panuje wokół niego - "jest niesamowity, wielki, fascynujący, najlepszy, ach, och ech, uch". Wystarczy, że wchodzi na boisko i splunie i już ma zapewnione miejsce w jedenastce kolejki.
Drugi podobnie. Z tym, że te działał mi na nerwy jeszcze wieloma innymi czynnikami. 1. to Włoch. 2. wykopał z Bayernu Roya. 3. za każdym razem, gdy nie trafia do bramki, udaje faul albo idiotycznie sie uśmiecha, starając się dać nam do zrozumienia "zdarza się przecież"(nie biorąc pod uwagę, że jemu zdarza się 69 razy na 45 minut).

{Leona Lewis - Better In Time}
I pewnie dalej będą mnie irytować.
Ale po wczorajszym meczu... wybaczam im wszystko(przynajmniej na jakiś czas) i dziękuję za to, co zrobili dla drużyny podczas tych 120 minut.

Pierwsze spotkanie odbywało się na Allianz Arena, a więc strzelenie przez Hiszpanów wyrównującego gola(w ostatniej minucie) dawało im dość komfortową sytuacje - w końcu w meczu rewanżowym(na własnym terenie) wystarczy jedynie przez 90 minut przetrzymać Bayern przy stanie 0:0 i ma się awans w kieszeni. Lecz Hiszpanom było mało. W 44. minucie rewanżu postanowili dobić Niemców strzelając bramkę. Aby myśleć o wygranej, Bayern musiał strzelić co najmniej jednego gola.
Wierzyłam do końca. Jednak w 89. minucie chyba każdy powoli przywykałby już do myśli, że jego drużyna najnormalniej w świecie odpada z rozgrywek. Ale Ribery postanowił w końcu zebrać się do kupy i wyrównać.
(ale powiedzcie mi, jeżeli 666 piłek na mecz trafiających do napastników idzie z dośrodkowań, a efektów nie ma żadnych, to nie lepiej próbować inaczej? Zdrowy rozsądek by tego wymagał. Piłkarze tego nie widzą? Czy po prostu trener każe im tak dośrodkowywać bez końca, wierząc, że 66669 wrzucona przez bocznych obrońców piłka w końcu wpadnie jakimś cudem do siatki?)
Wracając. Ribery zapewnił(o dziwo, żadne dośrodkowanie nie brało w tym udziału) Bayernowi dogrywkę. Czyli dostarczył kolejnych 30 minut szans na pokonanie niższego o dwie klasy Getafe. Każdy wie, że Niemcy słyną z doskonałego wyszkolenia pod względem fizycznym. Wręcz każdy był pewien, że jeżeli doprowadzili do dogrywki, wygraną mają w kieszeni.

{H Two O - What's It Gonna Be}
I o tym, jak bardzo wszyscy się myliliśmy, przekonali nas piłkarze Getafe strzelając w pierwszych trzech(?) minutach dogrywki dwa gole.
Załamałam się. Realnie się załamałam.
Ale wierzyłam. Wiedziałam, że Bayern ma te ponad 25 minut na odrobienie strat. Sporych, bo sporych, ale to jednak BAYERN.

{H Two O - What's It Gonna Be}
Gdy Toni strzelił na 3:2 byłam przekonana, że ten mecz będzie jeszcze nasz.
Kiedy strzelił na 3:3. Rozpłakałam się. Najzwyczajniej w świecie sie rozpłakałam. Biedna Paula i Żona coś o tym wiedzą{lol2}

{Leona Lewis - Take A Bow}
Ale wielkie brawa należą się również(jeżeli nie przede wszystkim) Getafe. Grali z jedną z najsilniejszych drużyn w Europie. Grali w dziesiątkę. I do 118. minuty wygrywali.
Naprawdę, są wielcy.

{Bosson - One In A Million (remix)}
Zmieniając temat. Jednak nie radykalnie.
Schalke po dwumeczu z Barceloną żegna się z LM.
Boli, bo w dwóch spotkaniach byli od Barcelony znacznie lepsi. Lecz nie to się liczy, liczy się skuteczność, a Schalke ma właśnie ten czynnik niedopracowany.
Jednocześnie cieszę się, że odchodzą z LM w ten sposób. Mogli przegrać z kretesem, ale walczyli do końca.
Za to ich kocham.

{Bosson - One In A Million (remix)}
Pewnie jeszcze coś chciałam napisać, ale nie pamiętam.
Może dodam to, że na 666% mieliśmy do Holandii jechać 27. kwietnia, jednak ciotka, do której się wybieramy zachorowała na zapalenie płuc. I znów nic nie wiadomo{lol2} jeżeli my tam kiedykolwiek dotrzemy, to będzie to cud. Tylko i wyłącznie cud.

{Cascada - Wouldn't It Be Good?}
Wracając do PUEFA. Rangersi przechodzą. Grzeczni chłopcy. Niech tak jeszcze dociągną do finału z Bayernem...]:->

czwartek, 3 kwietnia 2008

The camera's here and the microphones

{Lupe Fiasco - Superstar}
Załączony obrazek przedstawia kapitana FC Schalke 04 - Marcelo Bordona. Od niego i od jego drużyny zacznę więc.
TVP raczy puszczać tylko i wyłącznie mecze LM, które odbywają się w środę, tak więc naturalną drogą eliminacji Schalke i Barcelona zostały pominięte. Ja miałam to szczęście i oglądałam owy mecz na kanale nSport. Generalnie i zupełnie bez bicia muszę sie przyznać, iż kompletnie o Lidze Mistrzów zapomniałam. Przekonana byłam, że w tym tygodniu odbywa się tylko Puchar UEFA. Ale cóż. Mam przytomną mamę, która wbiegła do pokoju i krzyknęła "TO TY SCHALKE NIE OGLĄDASZ?!", po czym natychmiast włączyła telewizor.
Podczas pierwszej połowy żałowałam, że rodzicielka mi o meczu przypomniała. Komentatorzy lekceważyli, a wręcz obrażali, Schalke. Bolało mnie to niesamowicie. Jest to klub, który szanuję i uwielbiam najbardziej na świecie, a jakichś dwóch laików, którzy nie umieją nawet poprawnie imienia kapitana tejże drużyny wymówić, najnormalniej w świecie mi klub obraża. Byłam tak zła, że nie da się tego słowami opisać. Na dodatek zablokowali mi konto, na którym miałam jeszcze 71zł, i nie mogłam do nikogo zadzwonić i wyżalić się. Musiałam żebrać po domownikach i prosić ich o telefon i zezwolenie na krótką rozmowę.

{Kate Ryan - L.I.L.Y}
Wracając do Schalke. Owszem, przegrali 0:1. I muszę się zgodzić, że mają małe szanse na odrobienie strat na Camp Nou. Ale szanse mają. Zresztą pokazali na co ich stać. Pokazali, że umieją atakować, nawet "wielką" Barcelonę, tylko brakuje im trochę szczęścia. Wierzę jednak, że szczęście ich podczas rewanżu odwiedzi.

{Kate Ryan - L.I.L.Y}
Co chciałam jeszcze rzec. A, iż dzisiaj PUEFA. Bayern na publicznej puszczają. I w ten sposób Polsat Sport nie raczy już transmitować ani jednego meczu Pucharu. A jeżeli ja nie chcę oglądać Bayernu ale np. Rangersów, to co? No nic, pozostaje mi tylko ten Bayern. I to właśnie ten klub oglądać będę dziś wieczorem.
A to, że Hamit ma kontuzję, nie zagra do końca sezonu i możliwe, że nie pojedzie na Euro, wiedzą już wszyscy, prawda?

{Kate Ryan - L.I.L.Y}
Wkurwia mnie piosenka Kelly Clarkson "Breakaway". Mam ją w iTunes zaraz po "L.I.L.Y" i ciągle nie zdążam jej na czas przełączyć. Jednak, gdy tylko rozlegnie się w moim pokoju niebiański głos Kelly, śpiewający "da-da-ram-da-ra", dostaję takiego pierdolca, iż mobilizuję się, ruszam ręką myszkę i włączam poprzedni utwór.

{Kate Ryan - L.I.L.Y}
Co żem jeszcze miała? A, na 16 kwietnia jestem zapisana na zabieg wycięcia dziąsła{lol2} to jakiś żarcik chyba{lol2}

{Kate Ryan - L.I.L.Y}
Wyjazd do Holandii jest ciągle przekładany. Irytuje mnie to niemiłosiernie. Obecna data to 1.05, ale czy można się już ostatecznie nastawiać? Wątpię. Ale cóż. Zaczynam odliczanie.
28dni do wyjazdu!

niedziela, 30 marca 2008

The way he licks his lips, I'm in a infatuated state of mind.

{Cherish - Killa}
Założyłam nowego blogspota, bo mnie nazwa tutkunluk wkurzać zaczynała. Obecna jest taka bardziej akuratna do mojego stanu umysłu, o.
A napis widniejący na szablonie oraz tytuł tejże notki pochodzą z wymienionej wyżej piosenki.
Nie, nie oglądałam Step Up 2, po prostu lubię dwie piosenki z soundtracku tego filmu.

{Cassie - Is It You?}
slkjdhseljkghfbnk.sjlheglkksgklmkngbjslmeglg. Kupa.
Tyle mam do powiedzenia na temat derbów.


Na oklaski zasługuje tylko Dżezas:



A tego ch*ja, gdybym tylko miała sposobność, zabiłabym za symulowanie i zabieranie cennego czasu. I za strzelenie bramki.